Spełnione oczekiwania
Chciałbym podzielić się z czytelnikami paroma zdaniami o ostatnio zbudowanej jedynce. Historia powstania tej łódeczki jest bardzo prosta. Od dawna przymierzałem się do zbudowania solowej łódeczki, ot mam kaprys a może potrzeba wiecznego budowania nowych konstrukcji jest aż tak silna, że nie wytrzymałem i zbudowałem ją.
Wiele razy pływałem sam w kanu. Super sprawa, człowiek ma możliwość przemyśleć sprawy życiowe, odpocząć psychicznie, „naładować baterie wewnętrzne”, uciec od spraw codziennych. Jest to też rodzaj sprawdzenia swoich umiejętności traperskich i nie tylko. Jednak schody zaczynają się jak pływamy w trudnych warunkach, zmęczenie po kilku dniach również daje nam się we znaki. Powstaje pytanie, czemu nie pływać na mniejszej jednostce dostosowanej do pływania solo. Jak przyjrzymy się kajakom – to w sprzedaży jest bardzo dużo jedynek – więc jednak coś w tym jest.
Przejdźmy więc do konkretów. Zacznę od podstawowych danych technicznych:
- Długość – 452 cm
- Długość linii wodnej – 433 cm
- Szerokość – 76 cm
- Szerokość linii wodnej – 69 cm
- Wysokość dziobu – 48 cm
- Wysokość w środku – 31 cm
- Wysokość rufy – 40 cm
- Projektowana wyporność – 130 kg
- Waga – 20 kg
Do budowy zastosowałem następujące gatunki drewna:
- samba: górna część kadłuba oraz pokłady;
- merantii: poszycie kadłuba;
- jesion: stewy ze względu na występujące małe łuki;
- sapeli: listwy wewnętrzne i zewnętrzne, ławka, rozpórki, uchwyty.
Dodatnie kąty dziobu i rufy nadają łódce sportowego wyglądu, zaś duży zwał burtowy pozwala na prowadzenie wiosła bez obijania burty.
Jesień jest najwspanialszą porą roku do pływania. Kolorowe drzewa nadają rzekom niepowtarzalnego uroku. W pierwszy weekend października, przy okazji spływu Wkrą, nastąpił pierwszy poważniejszy test tej łódeczki.
Każda wsiadająca osoba zachowywała się bardzo ostrożnie a nawet wręcz nieśmiało wsuwała się w kokpit. Niepewność, jak zachowa się kanu, spowodowana jest wizualną mała szerokością łódki, która jednak nie zachęca nas do gwałtownego wsiadania. Po usadowieniu się łódce pojawia się bardzo dziwne uczucie, łódeczka się kiwa na boki, ale co ważne nie można jej przechylić tak, by listwa krawędziowa burty dotykała lustra wody. Następuje blokada i czujemy że obło burty kanu ma dużą wyporność i następuje stop. Po sprawdzeniu stateczności poprzecznej, następuję w nas wewnętrzne odprężenie i zaczynamy czuć się dość pewnie. Pierwszym zamysłem jest pływanie w klęku i tak większość osób testujących siadała. Ławeczka została zawieszona na prowadnicach które ułatwiają trymowanie kanu – przesunięcie jest około 25 – 30 cm. Nie będę ukrywał, że muszę powiększyć otwory w ławce które są zbyt ciasne i utrudniało to luzowanie śrub by przesunąć ławkę będąc na wodzie. Wysokość ławki od dna pozwala na pełne siedzenie z jednoczesnym klęczeniem. Jednak odległość od dna do ławki nie ułatwia szybkiego wyprostowania nóg które trochę się plączą przy jednoczesnym chybotaniu łódeczki. Po przyzwyczajeniu się do łódeczki staramy się jednak zmienić pozycję na bardziej wygodną – na taką do której jesteśmy przyzwyczajeni. Bardzo wygodnie się siedzi rozpierając kolanami listwy wewnętrzne. Co do siedzenia to pozwolę zacytować Krzyśka „Pandę”: „Nie jestem przyzwyczajony by siedząc w kanu był tak blisko dziobu i jest to trochę dziwne uczucie” oraz Leszka Flaczyńskiego: „Ławeczka powinna mieć możliwość jeszcze bardziej umieszczenia jej bliżej rufy, tak by bagaż mógł dociążać dziób a wiosło prowadzimy bliżej rufy”. Wydaje mi się, że uwagi te wypływają z przyzwyczajenia wiosłowania jako sternik, są cenne i warte przemyślenia do indywidualnych upodobań. Jednak podczas wiosłowania umieszczenie ławki w części środkowej daje nam pełną kontrolę nad łódeczką.
Pierwsze pociągnięcie wiosłem daje nam do zrozumienia, że jest to bardzo czułe kanu. Każde, nawet delikatne pociągnięcie pióra w wodzie przenosi się na ruch łódki. Nie potrzeba wiele siły by nią płynąć. Prowadząc ją czujemy się bardzo lekko. Okazuje się jednak, że jest to łódeczka wymagająca umiejętności wiosłowania. Wymaga tego jej zwrotność.
Wrażenia z płynięcia są trudne do opisania, płynąłem na odcinku Strzegowo – Glinojeck. Pierwsze kilometry poświęciłem na przyzwyczajenie się do łódki. Manewrowanie łódeczką sprawiało mi wiele satysfakcji, gdyż nie potrzebowałem dużego wysiłku by łódką wręcz obracać w miejscu. Lekkość płynięcia powodowało z jednej strony zazdrość współtowarzyszy spływu. Widzieli, jak naprawdę nie wiele siły potrzeba by nią płynąć. Bardzo łatwo utrzymuje się kurs, ale łódka jednak dość mocno myszkuje. Jest to do wyeliminowania przez dalsze jej opływanie i przestawienie się z „dużych” okrętów na „delikatniejszą jednostkę”. Miałem nawet zamysł zamocować kamerę na dziobie kanu by utrwalić spływ, ale nie posiadam obudowy wodoodpornej do niej i rożnie mogło być. Cieszę się, że nie rozczarowałem się tą konstrukcją, osoby testujące również pozytywnie się wypowiadały. Nie mogę już się doczekać spływu kilkudniowego z ekwipunkiem oraz przetestowania tej łódki na fali.
Posted in Blog by Radek